sobota, 27 października 2012

magiczny początek.

Autorka tego bloga...cóż,z pewnością nie chciałaby aby czytelnicy,którzy się tu napatoczą,pomyśleli,że jej opowiadanie jest jak każde inne.Chciałaby aby każdy czytelnik wyniósł stąd miłą opinię o jej jakże amatorskiej twórczości.Bo w końcu to jest najważniejsze dla każdego autora,każdej autorki,prawda?
Historia,którą autorka pragnie wam opowiedzieć,będzie miała miejsce w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart.Miejscu u którego bram,mnóstwo magii wyczuwa każdy; czarodziej,charłak,czy mugol...

To nie mógł być przypadek.Tak dużo zdarzeń i żaden według niej nie mógł być przypadkiem.Po pierwsze: jej matka; urocza czarownica o wielkim sercu zakochuje się w niczemu nie świadomemu mugolu,którego postanawia poślubić.Mało tego,rodzi mu córkę,która już z początku wydaje się być taka sama jak ona...A więc mamy już dwa.Marzenie małej wiedźmy spełnia się dokładnie 16 lipca,kiedy to dostaje swój list do Hogwartu.Przecież mogła go nie dostać...mogła być normalnym człowiekiem,bez żadnych nadnaturalnych zdolności jak jej ojciec...a więc to nie są przypadki.

Obudziły ją niezwykle denerwujące promienie słoneczne,które przedostając się przez wycięcia firanki,wesolutko tańczyły po jej twarzy.To ten jeden z nielicznych dni w roku kiedy jej sen nie jest tak twardy jak zazwyczaj; już zwykłe pohukiwanie sowy jest w stanie ją rozbudzić.A więc promyczki świetnie odegrały rolę porannego budzika; tudzież sówka nie musiała się specjalnie wysilać.Scarlett,bo tak na imię naszej bohaterce,jakby czekając na ten moment,wyskoczyła z łóżka i z uśmiechem na twarzy zleciała na dół.
-Too już dziiś,to juuż dziś!-wpadła do kuchni podśpiewując pod nosem.-To już dziś,mamuś!
-Wiem,kochanie!-odpowiedziała roześmiana rodzicielka i sprawiając aby czary dokończyły za nią smażenie naleśników,uściskała córkę.-Spakowana?
-Takk.
-Bloom nakarmiona?
-Nakarmiona.
-Nie zapomniałaś o bilecie?
-Nie,są w pierwszej szufladzie,szafka przy lustrze.A z resztą...od dzisiaj znów mogę czarować!-krzyknęła i w podskokach zniknęła za drzwiami łazienki,zostawiając rozbawioną matkę samą.
Jak tylko posłusznie zjadła,ubrała się i przywróciła włosy do porządku,za pomocą czarów zapakowała kufer do bagażnika samochodu a klatkę z sową położyła na tylne siedzenie.Przez całą drogę na stację Kings Cross opowiadała mamie chwile spędzone ze swoimi przyjaciółmi,które ta z pewnością słyszała już nie raz.Gdy wreszcie dojechały,wygramoliły się z powozu i pchając wielki wózek z kufrem i klatką,przedostały się na stację pomiędzy 9 a 10 peronem.Jak tylko przebrnęły przez magiczną barierę,na twarzy Scarlett pojawił się szeroki uśmiech.Na pierwszy rzut oka przed jej oczami pojawił się wielki,czerwono czarny pociąg.To właśnie nim miała udać się do Hogwartu wraz ze swoimi przyjaciółmi,którzy właśnie...
-Auu! Blair,złaź ze mnie!-krzyknęła lądując na ziemi jak długa,a nad nią ujrzała rozjuszoną przyjaciółkę.
-Hej,piękna.Jak wakacje?
-Pozwól,że opowiem Ci to w nieco wygodniejszej i NORMALNIEJSZEJ pozycji,zgoda?-zaproponowała i podnosząc się,obydwie wybuchnęły śmiechem.Pani Woodsen jak co roku cykała zdjęcia na prawo i lewo.
-Kolejne zdjęcia do albumu?-zagadnęła ją Blair a mama bez słowa cyknęła jej fotkę i przytuliła do swojej piersi.Traktowała przyjaciółki Blair jak własne córki.
-Spodziewaj się go na gwiazdkę.-uśmiechnęła się.Po kilku minutach czas było ruszać do pociągu.
-Zbliża się 11,lećcie już!
-Kocham Cię mamo.Pozdrów dziadków,pożegnaj ode mnie tatę i błagam,nie wysadź domu w powietrze...
-Spokojna głowa,najwyżej te święta i wakacje spędzimy w Hogwarcie.-wyszczerzyła zęby-Albo u Blair.
-Z całym szacunkiem ale...O W ŻYCIU!-zawołała i roześmiane wsiadły do pociągu,machając przez okno dopóki peron nie zniknął za zakrętem.Pchając swoje kufry poczłapały w poszukiwaniu reszty przyjaciół.Na całe szczęście nie musiały męczyć się długo,gdyż drzwi najbliższego przedziału otworzyły się,a przed nimi wyrosła sylwetka uśmiechniętej Allison.
-No nareszcie! Już myśleliśmy,że odjechaliśmy bez was.-przywitała je i uściskały się,a następnie wpakowały kufry do przedziału.W końcu dostrzegły resztę pasażerów.Oprócz nich w przedziale znajdowała się trójka innych osób: Harry Potter,Ron Weasley i Hermiona Granger.
-Zdaje się,że twoje włosy sterczą bardziej niż kiedykolwiek,Harry.-parsknęła Scarlett i przytuliła wszystkich po kolei.Minęło dobre piętnaście minut kiedy nareszcie wszyscy się rozsiedli,nie martwiąc się kuframi,tylko gawędząc o tym jak spędzili wakacje.Nim się spostrzegli,pociąg zahamował i tłum uczniów zaczął wysypywać się na stację w Hogsmeade,więc to samo uczynili i oni.Scarlett gdy tylko przecisnęła się przez rozsuwane drzwi,uśmiechnęła się pod nosem dostrzegając gajowego Hagrida,a tuż nad jego głową zarys zamku.
-Niemożliwe,jak to szybko leci.
-Co leci?-spytał Fred Weasley materializując się tuż przed nią.
-Życie,Fred.Życie...Uwierzysz,że jestem już w czwartej klasie?-spytała kierując się ku powozom,a ten poczłapał za nią.
-Skoro idziesz właśnie obok mnie i...
-Aauu! Co ty..
-...i zabolało jak Cię uszczypnąłem,to ośmielę się uwierzyć.No nie,George?
-Raczej nie inaczej.-odpowiedział drugi bliźniak,pojawiając się nagle znikąd.Pogrążeni w dalszej rozmowie znaleźli powóz z resztą przyjaciół i z podekscytowaniem ruszyli do zamku.W bramie jak zwykle przywitał ich poltergeist Irytek,który tym razem obrzucił wszystkich jajkami.Scarl nie przejęła się tym zbytnio,odruchowo wyciągnęła różdżkę i mruknęła: Chłoszczyść ,podobnie jak jej przyjaciele.Najbardziej oburzeni i zaskoczeni wydali się pierwszoroczniacy,którzy najwyraźniej nie byli jeszcze świadomi do czego ten duszek jest zdolny.
-Błagam,niech on szybko skończy to kazanie,bo konam z głodu!-zawołał Ron wchodząc do Wielkiej Sali.Hermiona spojrzała na niego ze zdziwieniem.
-Przecież jest jeszcze Ceremonia Przydziału,zapomniałeś?
-Co? Och,niee...-jęknął i siadając na swoim stałym miejscu,zakrył twarz w dłoniach.O dziwo Ceremonia jak i coroczna mowa dyrektora Albusa Dumbledore'a minęły błyskawicznie,ku uciesze Rona,który momentalnie zaczął pałaszować.

-Czy ty musisz się tak obżerać?-spytała Hermiona przypatrując mu się od pewnego czasu.
-No coo?-oderwał się oburzony od udka z kurczaka,które trzymał w dłoni.-Ja i o eszkadsa o ie atsz.Oste.
Czarownica zwróciła oczy ku niebiosom i starała się zająć rozmową z Scarlett,podczas gdy swój wzrok na rudowłosym skupiły Blair i Allison.
-Matko,czy ja jestem aż tak przystojny?!-zawołał w końcu i oczy gryfonów oraz kilku krukonów zwróciły się ku niemu.
-Nie,Ron,po prostu pochłaniasz to jak gdyby nigdy Cię nie karmiono.-zachichotała Scarl i usłyszeli za sobą głos jednej z najgorszych osób w całej szkole.
-Bo przecież nie karmiono.-odezwał się Draco Malfoy,chłopak z ich roku o wyjątkowo jasnych włosach i cwaniackim uśmieszku.-Myślisz,że w domu,w którym wszędzie unosi się bród i bieda był czas na dożywienie tego nicponia?
-Gdybym chciała pooglądać twoją krzywą gębę,to już dawno byłabym przy twoim stoliku,Malfoy.-odpowiedziała oschle.
-No no no,widzę Woodsen,że wyrobiłaś sobie charakterek przez te wakacje.
-Miałam okazję pobawić się laleczką voodoo z twoją podobizną.
-Och,jakaś ty zabawna.-parsknął po czym odszedł.Ron do końca kolacji nie chwycił się niczego,a gdy poszli do pokoju wspólnego,nie odezwał się ani słowem.